🔮 Gdzie Znajdują Się Klify Moheru
Światowa Sieć Geoparków ( ang. Global Geoparks Network, GGN) – organizacja non-profit zrzeszająca narodowe geoparki o statusie Światowego Geoparku UNESCO (ang. UNESCO Global Geopark ). Obecnie (stan na 2021 rok), do sieci należy 169 geoparków z 44 krajów, w tym cztery o charakterze transgranicznym [1] .
Po wyjściu z furgonetki poczuliśmy gwałtowny wiatr, co było dość odświeżające! Same klify wyróżniały się przed nami w słońcu i od razu zachwycają. Łatwo zrozumieć, dlaczego Klify Moheru zostały wybrane jako miejsce kręcenia wielu filmów, takich jak Harry Potter i Książę Półkrwi.
3. The name Moher originates from the Gaelic language. It literally translates to “ruined fort.”. The name “Cliffs of Moher” therefore refers to the crumbling cliffs that surround the old fort. 4. At Hag’s Head, the cliffs climb an impressive 120 meters (400 feet) above the ocean.
Następnie udasz się do 5000-letniego grobowca Poulnabrone, a następnie zjesz obiad w restauracji w miejscowości Doolin. Na końcu pojedziesz na Klify Moheru – najczęściej odwiedzaną atrakcję przyrodniczą w Irlandii. Klify rozciągają się na 8 km wzdłuż wybrzeża, a ich wysokość w najwyższym punkcie wynosi 214 metrów.
Buses from Dublin to Galway are also available, but tend to make frequent stops. 3. From Dublin to the Cliffs of Moher by Car. Road to the Cliffs of Moher. If you don't have your own car, car rentals are certainly a good option for those wanting to travel between Dublin and the Cliffs of Moher.
Clare Hotels & Accommodation. Rising slowly from Doolin village, the Cliffs of Moher run along the coast of Clare for almost 14 kilometres, or 8 miles and is dotted with the most charming towns and villages along the way. We’ve put together a list of 7 of the most delightful towns and villages to explore near the Cliffs of Moher Experience.
Ta wycieczka zabierze Cię na zachód Irlandii, aby zobaczyć spektakularne naturalne krajobrazy, średniowieczne zamki i wspaniałe wiejskie irlandzkie wioski!
Cliffs of Moher. Die Cliffs of Moher ( irisch Aillte an Mhothair) bilden eine bekannte Kliffküste in Irland. Sie liegen an der Westküste der irischen Hauptinsel im County Clare nahe den Ortschaften Doolin (nördlich der Klippen) und Liscannor (südlich der Klippen).
Masz 8 sposoby na podróż na trasie Hvar (Wyspa) → Klify Moheru. Najtańszym sposobem będzie prom i lot → Kerry i autobus, co kosztuje €169. Najszybszym sposobem jest prom i lot → Dublin i pociąg, co zajmuje 13¾ godz..
oqtp. Ogrom tego miejsca może przytłoczyć. Robi wrażenie. Z jednej strony jest pięknie i spektakularnie ale z drugiej niebezpiecznie i potencjalnie nawet śmiertelnie. Zerka się z góry na dół, patrzy się niemal w nieskończoność. Dostrzegam skały, wydają się strasznie malutkie. Fale suną spokojnie, niczym w zwolnionym tempie, rozbijając się gdzieś w dole o skaliste nabrzeże. I ten stłumiony huk, to wycie Oceanu, ten ryk wody… A przecież Atlantyk dziś taki łagodny, taki zrównoważony, gdzie mu tam do wściekłości, do sztormu? Zlitował się, tak samo jak zlitowała się nad nami Góra Croaghaun, pozwoliła nam na siebie wejść, odsłoniła swoją ukrytą, drugą stronę, ukazała groźniejsze oblicze: wspaniałe, pędzące w otchłań urwiska, przepaści trudne do ogarnięcia… Początek nieoznakowanego szlaku. Z czym na Górę Croaghaun? Od razu uspakajam. Zdobyć tę górę nie jest rzeczą niewykonalną. Nie jest to wyczyn, z tak zwanych impossible. Normalny człowiek, sprawny fizycznie na poziomie podstawowym, wlezie bez większych problemów. Należy mieć tylko dobre buty, do chodzenia po górach, kurtkę chroniącą przed deszczem i wiatrem, czapkę, bądź jakieś nakrycie głowy oraz wodę a także coś wzmacniającego do jedzenia. Podejście w skali od 1-10 oceniłbym na jakieś 5. Gdzie jest start? Będąc już na Wyspie Achill należy główną drogą udać się na sam koniec wyspy, przejechać Keel, Dooagh i zakończyć jazdę na malutkim parkingu przy zatoczce Keem. Mając ocean za plecami trzeba zerknąć na górę po prawej stronie i na nią właśnie zacząć się wspinać. Jeszcze tylko 200-300 metrów z powrotem po drodze, którą przejechaliśmy i wchodzimy na szlak Nie jest oznakowany w żaden sposób, nie ma żadnej tabliczki, informacji czy też znaku, można gdzieniegdzie zauważyć wydeptane miejsca poprzednich wspinających się, ale zapewniam, że była ich zaledwie garstka. Jedno z pierwszych ujęć Zatoki Keem. To nie są Klify Moheru, gdzie co roku zjawia się milion odwiedzających i gdzie można bez żadnego problemu dojechać samochodem, nie wspinając się w ogóle. To nie są Klify Slieve League, do których również można podjechać autem, chociaż aby patrzeć na wszystko z góry należy jednak trochę się wspiąć. Kto nie chce, żałować nie będzie, bo z dołu urwiska i tak prezentują się spektakularnie. Przepaście Croaghaun są inne. Są dziksze, o wiele bardziej niedostępne a co za tym idzie zdają się być znacznie bardziej interesujące. I piękne, jedyne w swoim rodzaju. W moim odczuciu, w moim prywatnym rankingu, najlepsze w Irlandii. Gdy jest się już na górze, w głowie kołacze się myśl, że tą możliwość podziwiania wspaniałych widoków sami sobie podarowaliśmy. Nikt nas tu nie przywiózł, na grzbiecie nie przywlókł, własnymi siłami tego dokonaliśmy, trochę zmęczeni ale szczęśliwi. Smakowało jak dobra zupa, którą pieczołowicie się przygotowuje a następnie ze smakiem zjada. Skały, skały, zewsząd skały. Jak wspomniałem szlaku się nie uświadczy, żadnej ścieżynki nie ma, już od samego początku idziemy własnymi ścieżkami, stawiamy stopy tam gdzie najwygodniej, omijamy nierówności, przeskakujemy dziury, zatapiamy buty w mchu, zaznajamiamy się z ostrymi krzaczkami, cały czas pod górę, wyżej, wyżej, z każdym krokiem wyżej. Co jakiś czas zerkamy za siebie, odwracamy się i podziwiamy. Zatoka, plaża, parking, samochody, ludzie… To wszystko się zmniejsza, w oczach kurczy ale za to powiększa się ocean, wyłaniają zza gór kolejne, ukryte wcześniej krajobrazy. Momentami stromo, trzeba sobie pomóc rękoma. Poruszamy się powoli, zastanawiamy się nad każdym krokiem, lecz idzie to sprawnie, automatycznie. Wyciągamy aparaty, łapiąc i uwieczniając co lepsze sceny. Mniej więcej w połowie zatrzymujemy się, przysiadamy na kamieniach, na trawie i ładujemy kanapkami baterie. Przeszliśmy już sporo ale cały czas mamy kawałek do pokonania. Nie poddamy się, nic nas nie zatrzyma. Jesteśmy szczęśliwi… Niespodziewane spotkanie Już parkując samochód przypuszczałem, że dojdzie do fajnego spotkania. Czułem, że po wielu, wielu latach uda się w końcu zrealizować to, co jakimś dziwnym trafem zawsze było odkładane, zawsze omijane, zwał jak zwał ale generalnie nie trafialiśmy na siebie. ,,Nie tym razem” – pomyślałem. Od wiosen dobrych kilku czytałem irlandzkie historie Pendragona z niemałym zainteresowaniem. Śledziłem jego bloga, nierzadko komentowałem i tak po trosze zazdrościłem tych wszystkich jego wyspiarskich wojaży i przygód. To wszystko jednak było w świecie wirtualnym. Tym razem spotkanie na żywo miało się w końcu ziścić. Zaparkowaliśmy obok firmowego auta ,,Pendragon Tours”. ,,A to ci heca!” – od razu wpadło mi do głowy. ,,Pendragon jest w pracy i pewnie zabrał swoich gości na Klify Croaghaun”. Znając życie, pewnie uda nam się gdzieś na szlaku spotkać. Gdyby jednak jakimś cudem miało się to nie udać, w razie czego zostawiłem mały liścik za wycieraczką jego samochodu. Już podczas wspinaczki zlokalizowaliśmy 3 postacie powoli wchodzące na górę. Z każdym metrem nasz dystans się zmniejszał i w pewnej chwili zmniejszył się do tego stopnia, że w 100% byłem pewien, że Pendragon to Pendragon a nie na przykład jego firmowy kolega – drugi przewodnik. -,,Hello! How Are You?” – popłynął standardowy tekst z ust gościa w czerwonej kurtce (Czyli Pendragona). -,,Witaj! Nareszcie się spotykamy” – odpowiedział (z pewnością w głosie) po polsku gość (czyli ja) w czerwonej kurtce. Pamiątka z nieoczekiwanego spotkania dwóch podróżników 🙂 Przycupnęliśmy wszyscy na moment, racząc się kanapkami i ucinając przy tym miłą pogawędkę. Stała się rzecz nie do pomyślenia. Spotkaliśmy się po dobrych paru latach, daleko, niemal w dziczy, na Wyspie Achill, na zboczach Croaghaun, akurat w tym konkretnym momencie. Widocznie los tak chciał. Czysty przypadek. I jak tu w te przypadki i zrządzenia losu nie wierzyć? No normalnie nie da się 🙂 Nasze ulubione ujęcie podczas wspinaczki 🙂 W górnych partiach ostra trawa zanika, podłoże również jakby staje się trochę mniej podmokłe, pojawia się więcej kamieni. Stromizna też zelżała, choć w dalszym ciągu poruszamy się dość ślamazarnie, daleko nam do zwinnych górskich kozic czy nawet do owieczek. Powolnie, lecz do góry, a to jest najważniejsze. Apropo owiec, to oczywiście również mamy przyjemność je spotkać. W Irlandii są chyba wszędzie: na drogach, na pastwiskach i wysoko w górach. Z reguły płochliwe i wystraszone, ale zawsze fajne. Beczymy na siebie wzajemnie, one idą dalej skubać trawę a my przed siebie, na szczyt. Został nam już ostatni fragment do pokonania, ostatnie podejście. Znajdujemy się w krainie skał, weszliśmy na terytorium kamieni – niemych władców górnego odcinka Góry Croaghaun. Patrzę ze siebie, obracam się i przede mną, w całej okazałości wdzięczy się kilkusetmetrowa, niemal pozioma płaszczyzna terenu, jakże dziwny fragment, gdzie dotąd było tylko i wyłącznie pod górę. Moja głowa obraca się w lewo – nie ma krystalicznego powietrza ale zauważam zatokę w Keel, Dooagh, domki jako maleńkie białe punkciki czy też Klify Minaun majaczące na ostatnim planie… Widok w stronę Dooagh, Keel i Klifów Minaun. Po około 2 godzinach wreszcie udaje nam się dotrzeć na szczyt. Jest wietrznie, ale nie przeszkadza nam wiatr, nie dajemy się zimnu, kręcimy się po szczycie, co rusz podchodząc do krawędzi klifu i podziwiając otaczające nas widokowe wspaniałości. Krajobraz, w którym się znaleźliśmy wyzuty jest z roślinności, bez nasyconych barw, raczej stonowany, ogołocony, niemal księżycowy. Co prawda teren miejscami mocno podmokły i grząski lecz trawa cały czas zgniłozielona, prawie że brunatna. I naokoło skały, głazy, ostre kamienie wyrastające z podłoża, tysiące lat tkwiące na tym bezludziu. A wśród nich my podróżnicy, jedyni którzy wspięli się w tym momencie na Urwiska Croaghaun. Trzy malutkie postacie wędrujące po grani i wchłaniające wszystko to, co było do wchłonięcia… Tu i teraz: ,,Czerp ile wlezie! Upajaj się! Łaknij!”
Mimo, że Irlandia może nie kojarzyć się z masową turystyką, to w to miejsce ciągną tłumy. Klify Moheru to flagowa atrakcja Irlandii. Ludzi tu o każdej porze w ciągu roku dużo, ale za to pięknie niezmiernie. Wild Atlantic Way Klify Moheru są położone na zachodzie wyspy. Z Dublina dotrzemy tu samochodem w około 4 godziny, z Galway w godzinę i kwadrans. Są położone na trasie tzw. Wild Atlantic Way, czyli wyznaczonej trasy około 2500 km wokół całej wyspy. Sama trasa oznaczona jest charakterystycznymi znakami białej fali na niebieskim tle. Podążanie za tymi znakami ma na celu zobaczenie jak największego kawałka wyspy ale też dotarcia w jej najbardziej dzikie zakątki. Więcej o trasie znajdziemy na tej stronie: LINK. Klify Moheru praktycznie Przy klifach znajduje się wielki parking, z którego zmuszeni jesteśmy skorzystać. Plus jest taki, że parking jest bezpłatny. Minus jest taki, że… wstęp płatny już jest. Jakoś wcześniej nie podejrzewaliśmy, że taka naturalna atrakcja może być płatna, a jednak! Za wstęp (i jednocześnie wjazd na parking) płacimy 8 EUR/osobę. Na standardy irlandzkie to może niedużo, ale widać, że króluje tu efekt skali. Otóż, mimo nie najlepszej pogody i październikowego środka tygodnia na parkingu jest sporo samochodów. Na znajdującym się nieopodal parkingu dla autokarów też stoi ich kilka. Kilka minut spaceru dzieli nas od visitors center, które chwali się tym, że jest zbudowane i funkcjonuje w eko sposób. I faktycznie to, co musimy przyznać, to to, że nie wyrasta przed nami szary, blaszany architektoniczny straszak, tylko elegancki, niekłujący po oczach budynek niemal wyrastający ze skały w zielonym trawnikiem na dachu 🙂 W środku znajdziemy wystawę na temat tego miejsca i jego geologii, a także restaurację i sklep z pamiątkami. Wiatr we włosach i szykujmy aparaty Klify ciągną się na długości 8 km, w najwyższym punkcie osiągają ponad 200 m. Dla odwiedzających jest udostępniona tylko część szlaku wiodącego wzdłuż nich. Zaraz za visitors center dojdziemy do głównej platformy widokowej, skąd rozpościera się widok na południową część klifów. Idąc w lewo dojdziemy do południowej platformy. Tam, jeśli będziemy mieć szczęście, możemy zaobserwować różne ptaki morskie. Jeśli będziemy mieli dużo szczęścia i jesteśmy na klifach w okresie od kwietnia do lipca, można też dostrzec maskonury. Te charakterystyczne czarne ptaki z czerwonymi dziobami, mimo, że kojarzą się jako jeden z symboli, które są jednym z symboli Islandii, a jednak występują też i tutaj 🙂 ). Idąc w prawo od głównej platformy, najpierw dojdziemy do północnej platformy, a następnie do Wieży O’Brien. Sama wieża została zbudowana 1835 roku i od początku służyła jako punkt widokowy dla przyjeżdżających tu już dość licznie w XIX wieku turystów. Na wieżę oczywiście można wejść, wstęp to 4 EUR/osobę. …a potem już na własne ryzyko Za wieżą O’Brien kończy się oficjalna część udostępniona do zwiedzania turystom. Zaraz za nią znajdziemy wielkie oznaczenia z informacją, że wchodzimy na własne ryzyko, bo ścieżka jest niebezpieczna. No i jest. I może nie chodzi o to, jest od razu nad przepaścią, ale o bardzo silny wiatr, który jest tutaj stałą ‘atrakcją’. Corocznie zdarzają się tutaj wypadki śmiertelne, kiedy chętni zdobycia najlepszych ujęć klifów docierają na ich skraj, co może skończyć się tragedią. A to typowa fryzura na zdjęciach z klifów. Dziewczynom z długimi włosami radzimy zaplanować odpowiednie uczesanie 😉 Zalecamy więc bardzo dużą ostrożność podczas spaceru tutaj. Oprócz zdrowego rozsądku, niczego więcej nie potrzebujecie by nacieszyć swoje oczy widokami. W którą stronę nie spojrzymy, będzie pięknie 🙂 Ile zarezerwować czasu na to miejsce? Chyba zależy od tego ile zamierzacie spędzić czasu na robieniu zdjęć oraz w visitors center. My zalecamy zarezerwować na wszelki wypadek co najmniej dwie godziny. Na każdym odcinku klifów mamy gwarancję pięknych widoków Obiad w klimatycznym pubie Kilka kilometrów od Klifów Moheru znajduje się miejscowość Doolin. Samo miasteczko słynie z muzyki irlandzkiej, znajduje się tutaj także port, z którego można popłynąć na wyspy Aran. My rekomendujemy zatrzymać się tutaj na obiad i zaglądnąć w tym celu do pubu O’Connor’s. W tym pubie z czarną fasadą, istniejącym od 1832 roku, dobrze zjeść atlantyckiego łososia czy irlandzki gulasz. Do tego warto zamówić Guinessa. A jeśli możemy tu zostać na wieczór, czeka nas Guiness z irlandzką muzyką na żywo. Kolorowe domy w Doolin Pub O’Connor’s istnieje od 1832 roku *** A jeśli szukacie informacji praktycznych odnośnie organizacji krótkiego wyjazdu do Irlandii, zapraszamy do lektury tego wpisu.
W 2016 Korea Południowa, w 2017 Kuba, a gdzie w tym roku Hubert postanowił spędzić swoje urodziny? W mniej egzotycznym i dużo łatwiej dostępnym miejscu – w Irlandii. Korzystając z tej okazji, udało nam się spełnić kolejne podróżnicze marzenie – zobaczyć słynne Klify Moheru. Czy to faktycznie najwspanialsza atrakcja Irlandii? Jak zorganizować wycieczkę na wiecznie zieloną wyspę? Oto nasze wrażenia i kilka wskazówek praktycznych. Wszechobecna, soczysta zieleń to pierwsze, co rzuca się w oczy po przylocie. Nie bez przyczyny bowiem Irlandia nazywana jest „Zieloną Wyspą”. Łąki, pastwiska, torfowiska – to elementy dominujące w krajobrazie Irlandii. Terytorium wyspy Irlandia podzielone jest na dwie części. Większą z nich zajmuje Republika Irlandii – państwo należące do UE. Mniejsza natomiast to Irlandia Północna – jedna z części składowych Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej (również nadal w UE). My oczywiście chcąc podziwiać Klify Moheru skupiliśmy się na tej pierwszej, a dokładnie na jej zachodnim wybrzeżu. Będąc tu mogliśmy obcować ze wspaniałą, nienaruszoną przyrodą, którą mieliśmy niemal na wyłączność. Tak się składa bowiem, że Irlandia należy do najmniej zaludnionych obszarów w Europie. Co drugi Irlandczyk mieszka w aglomeracji dublińskiej, a reszta kraju wygląda na wyludnioną. Nie znaczy to jednak, że nie spotkamy nikogo. Około 70% powierzchni kraju zajmują tereny rolnicze, z czego większość to pastwiska. Na swojej drodze z pewnością spotkacie więc krowy i owce, których jest tu więcej niż ludzi. Kiedy jechać? Pogoda w Irlandii Podobnie jak w Szkocji czy na Islandii, pogoda w Irlandii słynie z tego, że jest dość nieprzewidywalna i nawet w ciągu jednego dnia może się znacznie zmienić. Tym samym ciężko jest wskazać idealny moment, w którym będziemy mogli cieszyć się skąpaną w słońcu Zieloną Wyspą. Pogoda w kratkę ma jednak swój urok. Irlandia w słoneczny dzień prezentuje się zupełnie inaczej niż z zawieszonymi nisko chmurami i lekką mgiełką. Fajnie jest poznać oba te oblicza, choć prawdopodobieństwo tego drugiego jest pewnie nieco większe. 😉 Na irlandzki klimat największy wpływ mają układy ciśnienia atmosferycznego znad Atlantyku. W ciągu roku zdarzają się tygodnie naprawdę pięknej pogody. Problem w tym, że nikt nie da Wam gwarancji, kiedy to nastąpi. Mówi się, że najlepszy czas na zwiedzanie Irlandii to okres między marcem a październikiem. Najcieplej jest w lipcu i sierpniu, ale tu też raczej nie spodziewajcie się upałów. Termometry w Irlandii rzadko wskazują ponad 25 stopni C. My polecieliśmy w połowie października i Klify Moheru podziwialiśmy przy pięknym słońcu a z kolei nad półwyspem Dingle wisiały ciężkie chmury i mgła. Klify Moheru – dokąd i czym lecieć? Lotów z Polski do Irlandii jest całkiem sporo (wszak to popularny kierunek emigracyjny). Przykładowo, można tanio polecieć do Cork czy Dublina. Jeżeli jednak Waszym priorytetem są Klify Moheru to polecam zerknąć na loty do Shannon. To lotnisko bowiem dzieli zaledwie 65 km od głównej atrakcji turystycznej Irlandii. Do wyboru jest niestety tylko jeden przewoźnik – owiany ostatnio złą sławą, Ryanair. Na tę chwilę irlandzka tania linia lata do Shannon z trzech polskich portów lotniczych: Warszawa-Modlin, Wrocław i Kraków. My oczywiście polecieliśmy z Modlina. Bilety na tej trasie można wyhaczyć nawet poniżej 100 zł, więc loty to najmniejszy koszt w kontekście całej wycieczki. Mimo lekkich obaw, rejsy odbyły się, nikt nie strajkował, jedynie powrót trochę się opóźnił (ok. 1 h), ale bez tragedii. Póki co (odpukać) nie mamy więc złych doświadczeń z Ryanairem. Wypożyczenie samochodu w Irlandii W kwestii wypożyczania samochodów mamy już trochę doświadczenia. Zwykle jest to integralna część planowania, a potem realizacji wyjazdu. Nie inaczej było tym razem. Zwiedzanie Irlandii ułatwiło nam auto z firmy Avis. Nie był to nasz pierwszy raz z tą wypożyczalnią, gdyż mieliśmy z nimi do czynienia między innymi podczas podróży nad Jezioro Como, zwiedzania szkockich zamków czy na Cyprze (pod marką Budget, która jest w grupie z Avisem). Po „Zielonej Wyspie” przypadło nam jeździć czerwonym Seatem Leonem, a z samą wypożyczalnią wszystko poszło gładko. Samochód odebraliśmy i oddaliśmy na lotnisku Shannon, więc nie musieliśmy sobie zawracać głowy jakimkolwiek innym transportem. Wiadomo – wygoda. Dodatkowo, poprosiliśmy o auto w dieslu i miły Pan z Avisa dla nas taki znalazł. 🙂 Rezerwacja była już z ubezpieczeniem Super Cover (wkład własny w przypadku kradzieży lub uszkodzenia równy 0 PLN), więc przy odbiorze samochodu na lotnisku depozyt obejmował tylko koszt paliwa (dostaliśmy zatankowany na full, na wypadek gdybyśmy oddali pusty bak). Dużo mniej stresu, zważywszy na to, jak różne wypożyczalnie potrafią na tym kantować. Zdarzyło się nam, że na lotnisku krzyczeli jakieś dziwne kwoty za dodatkowe ubezpieczenie i 0 wkład własny (trudno jest to zweryfikować, ile hajsu trzeba będzie zapłacić, a w każdym kraju mają inny cennik). W Avisie płacąc z góry przynajmniej macie pewność i spokój. Jeżeli zdecydujecie na zwiedzanie Irlandii samochodem to pamiętajcie, że jeździ się tam po lewej stronie a kierujący pojazdem siedzi po prawej. Dla niektórych może być to problem. 😉 Gdzie spać w Irlandii? Tutaj poszliśmy trochę na łatwiznę. Nie chciało nam się kombinować, więc wszystkie 4 noclegi zarezerwowaliśmy w jednym obiekcie. Był to Auburn Lodge Hotel w Ennis. Z jednej strony wygoda, bo nie trzeba było się w kółko pakować i rozpakowywać. Z drugiej strony jednak pokonaliśmy znacznie więcej kilometrów niż gdybyśmy zdecydowali się spać w kilku różnych miejscach po drodze. Hotel w Ennis miał jednak sporo atutów. Po pierwsze znajduje się blisko lotniska (15 km), więc gdy wylądowaliśmy wieczorem, nie musieliśmy długo jechać. Po drugie, sam obiekt jest bardzo przyjemny (choć ma już swoje lata), wyposażony jest we wszystko, co potrzeba. Dodatkowo skorzystać można z basenu, sauny i innych udogodnień. A po trzecie, posiada dobrą lokalizację – niedaleko dość urocze centrum Ennis, dwa kroki do Lidla a Klify Moheru oddalone są tylko o ok. 40 km. Czego spróbować w Irlandii? Cóż, jeżeli do Irlandii chcielibyście się wybrać po doznania kulinarne, to radzimy wybrać inny kierunek. Typowa kuchnia irlandzka na pierwszy rzut oka niewiele się różni od brytyjskiej. Na śniadanie serwuje się zwykle jajka, smażony bekon, kiełbaski wieprzowe i tosty. Do tego kawa, herbata, mleko lub sok owocowy. Lunch to zwykle… kanapki. Wstrzeliliśmy się z tym w sumie, bo tym głównie żywiliśmy się po drodze. Na kolację wjeżdżają już poważniejsze dania. Można zjeść tradycyjne fish&chips czy flagowe irlandzkie danie – irish stew (rodzaj gulaszu z baraniny, ziemniaków, cebuli i przypraw). Poza tym w menu króluje mięso, zwykle smażone w sporej ilości tłuszczu. Dobra wiadomość dla amatorów owoców morza – są one w Irlandii łatwo dostępne i stosunkowo niedrogie (jak na Irlandię oczywiście). Kolejna ważna kwestia to napoje. Oprócz herbaty, którą się popija o każdej porze dnia, do najczęściej spożywanych przez Irlandczyków trunków należy piwo i whisky. Irlandczycy twierdzą, że Guinness jest dobry na wszystko, więc wizyta w pubie i kufel tego ciemnego piwa to obowiązkowy punkt programu! Klify Moheru – wizytówka Irlandii Skoro już wszystkie „formalności” mamy za sobą, pora przedstawić gwiazdę programu. Główny (choć nie jedyny) powód naszej wizyty w Irlandii. Klify Moheru, Moherowe Klify, Klify Moher czy z angielska – Cliffs of Moher. Chociaż spotkać można się z różnymi nazwami, wszystkie one dotyczą jednego miejsca. Niewątpliwie jest to najbardziej rozpoznawalna atrakcja Irlandii, która każdego roku przyciąga rzesze turystów. Zwabiła również nas. Czy nas zachwyciła? Klify Moheru – pierwsze wrażenie Początek nie zwiastował niczego dobrego. Do tej pory jeździliśmy niemal pustymi drogami, a napotkanych turystów można było policzyć na palcach obydwu dłoni. Zgodnie stwierdziliśmy, że w październiku to już pewnie nikt do Irlandii się nie wybiera. Pewnie Ci co mieli przyjechać, byli w lato, kiedy pogoda teoretycznie najlepsza. Wyglądało więc na to, że ten wspaniały cud natury będziemy mieli tylko dla siebie. Sława Klifów Moheru przerosła jednak nasze najśmielsze oczekiwania. Już wkrótce skasowano od nas po 8 euro za wjazd na pękający w szwach parking. „No to pozamiatane” – pomyśleliśmy. Wzięliśmy ulotkę w języku polskim (!) i trochę zdegustowani ruszyliśmy w stronę klifów. Po drodze minęliśmy jeszcze sklepiki z pamiątkami i centrum turystyczne. Już z oddali widać, że to nie są przelewki – ludzi jest naprawdę dużo. Skąd oni wszyscy się wzięli? Przejechaliśmy tego dnia wiele kilometrów i prawie nikogo nie spotkaliśmy! Ok, popatrzymy chwilę, zrobimy kilka fotek i wracamy – taki był wstępny plan. Najpiękniejsze klify w Irlandii? Klify Moheru nie są ani jedynymi, ani nawet najwyższymi klifami w Irlandii. Nie przeszkadza im to w byciu najpopularniejszą atrakcją w tym kraju. Czy faktycznie jest się czym zachwycać? Czy warto zobaczyć Klify Moheru na własne oczy? Gdy tylko stanęliśmy na skraju skalnego urwiska, w które uderzały potężne fale Oceanu Atlantyckiego, zrozumieliśmy, że odpowiedź może być tylko jedna. TAK, warto! W takich miejscach aż słów brakuje. Widok zdecydowanie klasyfikuje się do kategorii „zapiera dech w piersiach”. A turyści? Nie przeszkadzają? Cóż, najwięcej osób grupuje się zaraz na początku i przy Wieży O’Briena. Wystarczy pójść trochę dalej w prawą lub w lewą stronę i robi się naprawdę spokojnie. Najlepiej przyjechać późnym popołudniem. Po pierwsze, można wtedy podziwiać magiczny zachód słońca, a po drugie, większość wycieczek już wyjeżdża. Zwiedzanie Klifów Moheru Klify Moheru znajdują się na zachodnim wybrzeżu hrabstwa Clare. Ciągną się przez 8 km, a w najwyższym miejscu osiągają wysokość 214 m. Ich nazwa pochodzi od usytuowanych na wzniesieniu ruin fortu „Mothar”, zburzonego w czasach wojen napoleońskich. Klify Moher są Obszarem Specjalnej Ochrony. Swoje gniazda mają tu mewy, nurzyki i inne morskie ptaki. Przy odrobinie szczęścia ze skraju klifu można zobaczyć maskonury, ale tylko od kwietnia do końca lipca. Z klifów przy dobrej pogodzie dostrzec można Wyspy Aran, Zatokę Galway, szczyty Twelve Pins, góry Maum Turk w Connemarze czy półwysep Loop Head. Teoretycznie najlepszy widok rozciąga się z Wieży O’Briena, ale jak dla mnie, w którą stronę się nie spojrzy jest pięknie. Wzdłuż tego spektakularnego wybrzeża wytyczone są ścieżki. Można nimi spacerować godzinami, a podziwiać jest co! Hubert był zachwycony takimi urodzinami. 🙂 Zapisz się do naszego newslettera, żeby nie ominęły Cię żadne nowości!
gdzie znajdują się klify moheru